W otchłani dwa cienie przedzierają się po omacku przez gęsty, dławiący mrok. Ich ręce odnajdują się i światło spływa potokiem jak sto złotych urn, z których sypie się słońce.
Fabuła:
On jest połową mojej duszy, jak mawiają poeci.
Co myślę:
I nie zrozumcie mnie tutaj źle. Relacja pomiędzy głównymi bohaterami jest opisana w niezwykły sposób. Czuć chemię pomiędzy nimi. Na początku byli względem siebie niepewni, nieśmiali, a dopiero z czasem zaczęli darzyć się czymś więcej i to Madeline Miller zrobiła niesamowicie. Końcówka sprawiła, że - chociaż przez połowę brnęło mi się mozolnie - to ostatnie strony wycisnęły ze mnie mnóstwo łez i przyznać muszę, że przez kilka następnych dni historia Patroklosa siedziała mi w głowie i za każdym razem, gdy tylko okładka mignęła mi przed oczami, coś mnie ściskało w klatce piersiowej ze wzruszenia. W rezultacie patrzę na złoto-niebieską okładkę z pewnym wręcz sentymentem. Bo jasne, może mi się czasem nudziło i nie chciało wracać do książki, ale wiem, że to, co znajdowało się na tych stronach - było zwyczajnie potrzebne, żeby końcówka wybrzmiała jeszcze mocniej.
Płomienie ogarniają mnie i czuję, jak dalej wymykam się życiu, aż staję się niczym więcej jak tylko swoim śladem, lekkim drżeniem powietrza. Łaknę mroku i ciszy świata podziemnego, gdzie będzie mi dane odpocząć.
Dlatego uważam, że "Pieśń o Achillesie" jest kolejnym tytułem dla osób, które nie liczą na to, że książka dostarczy im wybuchów, akcji i dynamiczności. Prawdą jest, że dużo się dzieje w historii Achillesa przedstawionej przez Miller, ale mam wrażenie, że autorka opisuje wszystko w taki sposób, iż czytelnik spokojnie nadąża za każdą z sytuacji; cieszy się pięknymi zdaniami i warsztatem; obserwuje kwitnącą relację pomiędzy głównymi bohaterami, a całość oblana jest greckim słońcem. (Na końcu za to dostaje rykoszetem w emocje.)
Szybkie podsumowanie
Nie dziwię się, że przez nowe wydanie książka przeżywa swoje odrodzenie w Polsce i pojawia się na wszystkich możliwych social mediach. Jest to magicznie opisana więź pomiędzy dwójką bohaterów, do których Madeline Miller podeszła z czułą empatią. Piękna książka, jaką trzeba przeżyć i którą należy się delektować.
Polecam mocno i przypominam, że warto doczytać ją do końca! Bo to właśnie końcówka skradła całe przedstawienie.
Czytaliście "Pieśń o Achillesie"? Jeśli tak, co myślicie o tej książce?
Trzymajcie się ciepło i zdrowo,
Panda Fińsko-Chińska (i nie tylko!)
To nie moje klimaty czytelnicze.
OdpowiedzUsuńAutorkę znam właśnie z Kirke a o tej pieśni chillesa nie słyszałam ale może tak jak ty z ciekawości przeczytam bo autorka ma naprawdę dobre pióro (tak jak wspomniałaś do zakończeń) :)
OdpowiedzUsuńBardzo wyważona recenzja w zalewie bardzo pozytywnych opinii o tej książce, muszę napisać! Ale widać, że nie bez powodu książka podbija blogi recenzentów, sama też jestem jej bardzo, bardzo ciekawa ^^
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńKochana Pando,
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na swojej półce. Oczywiście kupiłam ją nie tylko ze względu na cudowną oprawę, ale właśnie ze względu na motyw mitologiczny. Jeszcze jej nie czytałam, ale to kwestia czasu. Mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno jak Tobie :) Recenzja, którą napisałaś sprawa, że jeszcze bardziej jestem ciekawa owej fabuły. Czuję, że zostanę porwana do świata herosów i bogów, którzy uwielbiają manipulować losem ludzi. Ciekawe jak ona smakuje? Dowiem się tego niebawem ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Papierowa Łowczyni