Pieśń o Achillesie | Madeline Miller


Hyvää huomenta!
Dziś trochę o książce, która wyskoczyła mi na social mediach totalnie niespodziewanie. Nigdy wcześniej nie udało mi się usłyszeć o tym tytule, dopiero w połowie czerwca (kiedy "Pieśń o Achillesie" miała swoją premierę w serii butikowej wydawanej przez Albatros) pierwszy raz spotykałem się z tą lekturą. Co ciekawe, wcześniej historia Achillesa i Patroklosa została wydana pod innym tytułem "Achilles. W pułapce przeznaczenia" i z tego, co wiem, była białym krukiem. Natomiast nowe wydanie sprawiło, że booktube w Polsce oszalał na punkcie tworu Madeline Miller. 
Mnie momentalnie urzekła nie tylko oprawa graficzna, ale również sam pomysł na fabułę, o czym już opowiadam! 

W otchłani dwa cienie przedzierają się po omacku przez gęsty, dławiący mrok. Ich ręce odnajdują się i światło spływa potokiem jak sto złotych urn, z których sypie się słońce.

Fabuła: 

Patroklos zostaje wyrzucony z domu, przez co trafia na dwór Paleusa. Tam wychowuje się wraz z innymi młodzieńcami, ale również z pewnym, wyjątkowym chłopakiem; Achillesem. O względy Achillesa zabiega każdy. Walczy się o uwagę przyszłego herosa. 
 Dlatego też wszystkich wprawia w osłupienie budząca się przyjaźń między wielką nadzieją narodu, a lichym i dziwacznym Patroklosem. 
Natomiast gdzieś w oddali zaczyna się zbliżać wojna trojańska. 
On jest połową mojej duszy, jak mawiają poeci.

Co myślę: 

Z ręką na sercu przyznam, że ta książka trafiła do mnie trochę z obowiązku. Ostatnimi czasy nie mam w ogóle ochoty na żadne romanse ani nic co kręciłoby się wokół romantycznej miłości. Jednak "Pieśń o Achillesie" jest ogromnym wyjątkiem. Po pierwsze - przede wszystkim przypisuje się jej "powieść historyczną." Po drugie - zaintrygowała mnie sama fabuła, bo od zawsze docierały do mnie informacje, że Patroklos i Achilles byli kuzynami, czasem udało mi się usłyszeć, że najlepszymi przyjaciółmi, ale że kochankami? Pierwsze słyszę. Dlatego zaintrygowało mnie to, w jaki sposób Miller mogła przedstawić ich historię. 
Swoją drogą, Madeline Miller jest znana w Polsce między innymi z książki "Kirke", ale chronologicznie to "Pieśń o Achillesie" została napisana wcześniej. I jak można się domyślić, Miller bardzo interesuje się starożytną Grecją i greckimi mitami. Moim zdaniem, szalenie ciekawa tematyka, chociaż "Kirke" nadal czeka na mojej liście "do przeczytania". 

Wracając. 

Myślę, że właśnie ta relacja między Patroklosem i Achillesem była przynętą dla mnie. Dodatkowo, jeśli chodzi o Patroklosa, to jest bohaterem mitologicznym, który wcale nie jest taki znany, dlatego tym bardziej brawa dla Miller, że zdecydowała się zbudować historię i osobowość wokół tej postaci. 

No dobra, bo ja tu pitu-pitu, a czy mi się w ogóle podobała "Pieśń o Achillesie"? 
Pomimo braku chęci na czytanie rzeczy, w których miłość grałaby pierwsze skrzypce, to muszę napisać, że po książkę chwyciłam z zapałem i z POTĘŻNĄ ciekawością. Poza tym, wizualna strona zbiła mnie z nóg, bo połączenie złotego z niebieskim jest dla mnie kombinacją wręcz idealną. Stąd też moja ekscytacja rosła z minuty na minutę i kiedy w końcu usiadłam z tą lekturą w rękach - już od samego początku jedna rzecz rzuciła mi się w oczy - piękny i poetycki sposób, w jaki została ta książka napisana i przetłumaczona (tłumaczenie: Urszula Szczepańska). 

Czytam, czytam i czytam. Mija dzień, potem drugi, trzeci. Cudownie, bajecznie napisana książka, ale w pewnym momencie uświadamiam sobie, że hej, wcale nie chce mi się wracać do tej powieści. 


I nie zrozumcie mnie tutaj źle. Relacja pomiędzy głównymi bohaterami jest opisana w niezwykły sposób. Czuć chemię pomiędzy nimi. Na początku byli względem siebie niepewni, nieśmiali, a dopiero z czasem zaczęli darzyć się czymś więcej i to Madeline Miller zrobiła niesamowicie. Końcówka sprawiła, że - chociaż przez połowę brnęło mi się mozolnie - to ostatnie strony wycisnęły ze mnie mnóstwo łez i przyznać muszę, że przez kilka następnych dni historia Patroklosa siedziała mi w głowie i za każdym razem, gdy tylko okładka mignęła mi przed oczami, coś mnie ściskało w klatce piersiowej ze wzruszenia. W rezultacie patrzę na złoto-niebieską okładkę z pewnym wręcz sentymentem. Bo jasne, może mi się czasem nudziło i nie chciało wracać do książki, ale wiem, że to, co znajdowało się na tych stronach - było zwyczajnie potrzebne, żeby końcówka wybrzmiała jeszcze mocniej. 

Płomienie ogarniają mnie i czuję, jak dalej wymykam się życiu, aż staję się niczym więcej jak tylko swoim śladem, lekkim drżeniem powietrza. Łaknę mroku i ciszy świata podziemnego, gdzie będzie mi dane odpocząć.

Dlatego uważam, że "Pieśń o Achillesie" jest kolejnym tytułem dla osób, które nie liczą na to, że książka dostarczy im wybuchów, akcji i dynamiczności. Prawdą jest, że dużo się dzieje w historii Achillesa przedstawionej przez Miller, ale mam wrażenie, że autorka opisuje wszystko w taki sposób, iż czytelnik spokojnie nadąża za każdą z sytuacji; cieszy się pięknymi zdaniami i warsztatem; obserwuje kwitnącą relację pomiędzy głównymi bohaterami, a całość oblana jest greckim słońcem. (Na końcu za to dostaje rykoszetem w emocje.) 


Szybkie podsumowanie 

Nie dziwię się, że przez nowe wydanie książka przeżywa swoje odrodzenie w Polsce i pojawia się na wszystkich możliwych social mediach. Jest to magicznie opisana więź pomiędzy dwójką bohaterów, do których Madeline Miller podeszła z czułą empatią. Piękna książka, jaką trzeba przeżyć i którą należy się delektować.

Polecam mocno i przypominam, że warto doczytać ją do końca! Bo to właśnie końcówka skradła całe przedstawienie. 

Czytaliście "Pieśń o Achillesie"? Jeśli tak, co myślicie o tej książce? 

Trzymajcie się ciepło i zdrowo, 

Panda Fińsko-Chińska (i nie tylko!) 

Komentarze

  1. To nie moje klimaty czytelnicze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Autorkę znam właśnie z Kirke a o tej pieśni chillesa nie słyszałam ale może tak jak ty z ciekawości przeczytam bo autorka ma naprawdę dobre pióro (tak jak wspomniałaś do zakończeń) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo wyważona recenzja w zalewie bardzo pozytywnych opinii o tej książce, muszę napisać! Ale widać, że nie bez powodu książka podbija blogi recenzentów, sama też jestem jej bardzo, bardzo ciekawa ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo chętnie bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana Pando,

    Mam tę książkę na swojej półce. Oczywiście kupiłam ją nie tylko ze względu na cudowną oprawę, ale właśnie ze względu na motyw mitologiczny. Jeszcze jej nie czytałam, ale to kwestia czasu. Mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno jak Tobie :) Recenzja, którą napisałaś sprawa, że jeszcze bardziej jestem ciekawa owej fabuły. Czuję, że zostanę porwana do świata herosów i bogów, którzy uwielbiają manipulować losem ludzi. Ciekawe jak ona smakuje? Dowiem się tego niebawem ;)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Papierowa Łowczyni

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

"Niech pan oczyści swój umysł. Niech pan będzie bezkształtny jak woda. Gdy wleje pan wodę do filiżanki, staje się filiżanką; gdy wleje ją pan do butelki, staje się butelką; gdy wleje ją pan do imbryka, staje się imbrykiem. Otóż woda może płynąć albo może niszczyć. Bądź jak woda, przyjacielu."