Wojna Makowa | Rebecca F. Kuang


Wojna nie jest grą, której stawką są podziw i zaszczyty; to nie zabawa, nad którą czuwają mistrzowie, chroniący zawodników przed poważniejszymi urazami. Wojna to koszmar.

 大家好! Cześć wszystkim!

Przychodzę dzisiaj do Was z recenzją szczególnej książki. "Wojna Makowa" jest jednym z naprawdę niewielu tytułów, które zrobiłyby taki szum nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Przecież gdzie nie spojrzeć - tam pojawia się omawiany tytuł i co więcej! Zbiera przy tym FENOMENALNE opinie. Jasne, zdarzają się czytelnicy, którzy wychodzili po lekturze zawiedzeni, ale trzeba przyznać, że zatrważająca większość zakochała się w dziele Kuang. 

A już na wstępie zaznaczę, że dla Rebecci Kuang "Wojna Makowa" jest powieścią debiutancką. Z zakładki w książce możemy się dowiedzieć, że autorka ukończyła filologię chińską i oprócz pisania zajmuje się również tłumaczeniem chińskiej literatury fantastycznej na język angielski. 

Jak niektórzy może wiedzą - mi z literaturą fantastyczną jest mocno nie po drodze i raczej staram się stronić od tytułów w tym gatunku. Ale umówmy się, "Wojna Makowa" momentalnie przykuwała moją uwagę przez nawiązania do kultury, tradycji i mitologii chińskiej. Prawdą jest, że rok temu udało mi się przeczytać strasznych, okropnych "Królów Dary", którzy również skusili mnie chińskimi motywami, jednak w żaden sposób nie zniechęciło mnie to do "Wojny Makowej". 

Mimo to - twór od Kuang siedział na mojej półce aż od grudnia poprzedniego roku. Spędził osiem miesięcy na półce zanim faktycznie trafił w moje ręce. Nie zrozumcie mnie źle - za mną ochota na ten tytuł chodziła cały czas, ale ciągle coś wypadało - a to za dużo nauki na studiach, a muszę przeczytać inną książkę, a wolę teraz obejrzeć film niż czytać. Dodatkowo "Wojna Makowa" liczy sobie ponad sześćset stron! Dla mnie przeczytanie takiego kolosa to nie lada wyczyn. 

No właśnie. Przynajmniej mi się tak wydawało, że jest to dla mnie nie lada wyczyn, bowiem okazało się, że pochłonięcie tego tytułu, tych ponad sześćset stron zajęło mi zaledwie....dwa dni. Tak, dwa dni. Kiedy przewróciłem ostatnią stronę, nie ukrywam, że było to niemałym szokiem dla moich oczu zobaczyć wielki napis "KONIEC". Muszę Wam napisać, iż nie pamiętam kiedy książka wciągnęłaby mnie na tyle, aby móc spędzić cały bity dzień na jej czytaniu. Nie móc się oderwać, cały czas o niej myśleć. Niesamowite i oczyszczające doświadczenie. 

To nie jest historia o potędze nauki, sile przyjaźni czy starciach wielkiej magii. To jest historia o kołach czasu, które nieustępliwie i bezlitośnie mielą ludzkie losy. I o dziewczynie, która zniszczyła cały mechanizm. Kamieniem, bo na miecz była za biedna.

Fabuła:  Rin jest sierotą wojenną. Przydzielą dziewczynę pod skrzydła ciotuni Fang, która nie darzy ją wielką sympatią i najchętniej pozbyłaby się jej jak najszybciej. Jednak pewnego dnia trafia się okazja, aby wydać młodziutką Rin za starszego mężczyznę, który zapewniłby ciotuni Fang coś, czego ona bardzo potrzebuje. 

Rin postanawia się zbuntować. Nie chce zmarnować swojego życia będąc czyjąś niewolnicą. Dlatego podejmuje się zadania niemożliwego. Postanawia wziąć udział w egzaminie, aby dostać się do najlepszej szkoły w kraju. Do akademii sinegardzkiej, gdzie dostają się dzieci z najwyższych elit. Czy Rin uda się połączyć katorżniczą naukę z obowiązkami w domu i w sklepie? Nawet, jeśli jej się uda, czy pozostali uczniowie zaakceptują ją - dziewczynę z południa? A może jednak została skazana na niechciane małżeństwo? 

Gdyby tego było mało, w tle grzmi zbliżająca się wojna. 

Moja opinia: Jeśli ktoś jeszcze miesiąc temu powiedziałby mi, że książka z gatunku fantastyki będzie jedną z moich ulubionych książek tego roku, wyśmiałbym go na wstępie. Bo jak to ja i fantastyka? A tu proszę! Nie tylko jest to mój faworyt, ale również z niecierpliwością wyczekuję na to, aż w końcu druga część trylogii trafi w moje ręce. Musicie wiedzieć, że zaraz po skończeniu pierwszego tomu moje serducho wybuchnęło. Po pierwsze z samego faktu, że to już koniec, a po drugie z powodu tego, jak Rebecca Kuang zdecydowała się zakończyć pierwszy tom. Nie da się, zwyczajnie nie da się nie chwycić po drugą część po przeczytaniu ostatniej strony "Wojny Makowej"! 

Ciekawe jest to, że omawiany tytuł spodobał mi się tak bardzo, zważając na to, ile było w nim elementów, które potencjalnie nie powinny mi się podobać. Na przykład: dynamiczna akcja. Ja zawsze, kiedy mam do czynienia z lekturami, w których dużo się dzieje, jest akcja za akcją, jakieś wojny w tle, bitwy, ogrom polityki, mnóstwo, ale to mnóstwo postaci - to po prostu zaczynam się gubić. Przy okazji "Wojen Makowych" ani razu nie zgubiłem rytmu. Wszystko rozumiałem i co więcej - udawało mi się pochłaniać zdanie za zdaniem w niesamowitym dla mnie tempie i wciąż idealnie ogarniać, co się dzieje w książce. Dlatego apeluję - jeśli ktoś także nie przepada za fantastyką albo za dywagacjami na temat polityki - to w tym przypadku, proszę mi wierzyć, jest to nie tylko frapujące, ale wręcz zdaje się być idealne. Pociągające. Zachwycające. I wszystkie inne superlatywy, które przychodzą Wam i mi na myśl. 

Wiecie, co jest dla mnie najbardziej zaskakujące w tym przypadku? Jak zostało napisane na początku, recenzuję dzisiaj debiut Rebecci F. Kuang. Debiut. Moi Drodzy, debiutować w takim stylu, z taką petardą jest czymś kosmicznym i naprawdę podziwiam tę autorkę pod tym względem. Zapowiada to genialną przyszłość pisarską, którą z całą pewnością będę śledzić. Nawet jeśli kolejne tomy tej trylogii okażą się gorsze od pierwszej części. Chociaż wiele osób, które obserwuję twierdzą, że druga i także trzecia część (swoją drogą, wyszła niedawno w Polsce) trzymają poziom. Na pewno to sprawdzę i trzymam najmocniej na świecie kciuki, aby tak było, bo losy głównej bohaterki, ale też pobocznych postaci - niezwykle mnie interesują. Po dwóch dniach zapoznawania się z ich losami, jestem do nich bardzo przywiązany i zdecydowanie to z ich powodu przystępuję nerwowo z nogi na nogę w oczekiwaniu na "Republikę smoka". 

Wam, ludziom, wydaje się, że wasze losy są ustalone z góry, czy będzie to wielkość, czy tragedia. Mylicie się. Przeznaczenie jest mitem. Jedynym mitem na świecie. Bogowie o niczym nie decydują. Zawsze wybierałaś ty sama.
Napiszę szczerze, że lekko mi się płynie przez tę recenzję. We mnie drzemią potężne emocje po całej historii i nie wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby udało mi się spotkać drugą osobę, która byłaby zainteresowana tą serią równie mocno, co ja! Rozmowy przez godziny - to jest pewne. 
Poza tym, nawiązania do Chin i cała atmosfera tamtejszego kraju - słodziła moje zafascynowane serducho. Brakowało mi czegoś takiego. Nie wiedziałem o tym wcześniej, ale naprawdę, naprawdę było mi potrzebne takie oderwanie się od rzeczywistości i zagłębienie się w fenomenalnie wykreowanym świecie. 
Jestem pod wielkim wrażeniem. Pani Kuang jest dla mnie autorytetem i debiutować tak jak ona - jest moim wielkim marzeniem. 
W każdym razie: cała moja rodzina i znajomi już wiedzą, że są zobowiązani do zapoznania się z tą lekturą. 

PS na bookbeat jest audiobook całej trylogii! 

Czytaliście "Wojnę Makową"? Co myślicie o tej trylogii? A może jest tutaj ktoś, kto zawiódł się na tej książce? Chętnie poznam każdą opinię! 

Pozdrawiam Was ciepło, 
Panda Fińsko-Chińska

Komentarze

  1. Mimo zachęcającej recenzji, to nie jest mój gatunek czytelniczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za fantastyką nie przepadam, ale skoro tak dobrze się ją czyta, to może i mnie by się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Pandziu! :)

    Dawno mnie tu u Ciebie nie było, ale już nadrabiam :)

    Po fantastykę raczej nie sięgam, jakoś nie czuję się w tymże klimacie. Ale książki z wątkiem wojennym uwielbiam, ostatnio czytam dużo o 2 wojnie światowej, okupacji niemieckiej czy życiu w obozach zagłady.

    Kochana cudownego tygodnia Ci życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja bardzo lubię fantastykę, ale nie pamiętam kiedy ostatnim razem czytałam książkę w tym gatunku... A książka, o której piszesz, rzeczywiście była wszędzie i cały czas gdzieś się jeszcze pojawia - to nieczęste, aby hype się tak utrzymywał. W każdym razie muszę koniecznie się za nią w końcu rozejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  5. Już sama okładka mnie mega intryguje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja rzadko sięgam po tego typu książki ale od czasu do czasu nabiera mnie nań ochota:) tematyka i fabuła zaciekawiła mnie:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię buntowniczych bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW 600 stron w dwa dni! Ja kiedyś przeczytałam pewną książkę w jeden dzień ale to może było ponad 200 stron. Nie znam tej książki, tytuł brzmi intrygująco. A Twoja recenzja brzmi jeszcze bardziej intrygująco :D Lubię klimaty dawnych Chin. Fantastykę lubiłam wiele lat temu. Nie wiem czy się przekonam, ale zawsze można spróbować ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

"Niech pan oczyści swój umysł. Niech pan będzie bezkształtny jak woda. Gdy wleje pan wodę do filiżanki, staje się filiżanką; gdy wleje ją pan do butelki, staje się butelką; gdy wleje ją pan do imbryka, staje się imbrykiem. Otóż woda może płynąć albo może niszczyć. Bądź jak woda, przyjacielu."