Aktor musi wiedzieć, co to rozpacz | film Song Lang



Xin chào! 

Styczeń. Piątek wieczór. Jestem świeżo po zajęciach z wietnamskiego. Idąc po wodę, nogi odmawiają mi posłuszeństwa ze względu na to, że czuję się piekielnie zmęczona. W końcu docieram do kuchni, nalewam sobie wodę do szklanki i wtedy - dopiero wtedy - dostrzegam jedno z powiadomień na komórce. "Festiwal Pięciu Smaków. Lunarny Nowy Rok. Filmy. Song Lang"

- Song Lang - powtarzam, bo ten tytuł wydaje mi się dziwnie znajomy. 

Z ciekawości sprawdzam e-maila. Podoba mi się plakat filmu. Czytam opis i z ręką na sercu (tak teatralnie!) zamieram.  

Wietnam. Lata 80. Opera wietnamska (cải lương). 

Pomyślałam, że nie istnieje na świecie żadne lepsze połączenie. 

Obejrzałam trailer, co podekscytowało mnie jeszcze mocniej. Od razu zwróciłam uwagę na piękne zdjęcia i kostiumy. 

Tego samego dnia z radości wypisywałam do przyjaciół i opowiadałam im o moim odkryciu (szczęściu). A mój entuzjazm wcale nie gasł na myśl, że muszę czekać kolejny miesiąc, aby obejrzeć "Song Lang". Ba! Z dnia na dzień moja ciekawość rosła. 

Proszę sobie wyobrazić jak przez ten czas wysoko postawiłam poprzeczkę wietnamskiej produkcji, aby w ogóle mnie zadowolił. Dziś natomiast jestem dzień po seansie, więc przejdźmy do konkretów!



Fabuła: Dũng jest gangsterem. Zajmuje się odbieraniem zalegających pieniędzy od ludzi. Poza tym gra w gry. I właściwie tak wygląda jego codzienność. Jednak pewnego dnia dostaje zlecenie, aby upomnieć się o pieniądze u szefowej pewnej operowej trupy. Tam poznaje Linh Phụnga - wybitnego aktora. Za jego sprawą Dũng powraca z tęsknotą do wspomnień z dzieciństwa. Linh Phụng niewątpliwie namiesza także w inny sposób w życiu gangstera. A ich pogłębiająca się relacja jest nowym, wyjątkowym doświadczeniem dla obu bohaterów. 

"Ale wielki aktor musi wiedzieć, co to rozpacz." 

Moja opinia: Przed samym seansem oprócz ekscytacji towarzyszył mi również strach. Co jeśli film okaże się niezręczną klapą? Co jeśli całkowicie się zawiodę? Co jeśli nie dostanę tego, na co czekałam przez ponad trzydzieści dni? Dlatego kiedy ujrzałam pierwsze ujęcia, miałam dosłownie gęsią skórkę.  I co więcej! Pojawiała się ona niejednokrotnie podczas seansu. 

Tak, film spełnił moje oczekiwania, a nawet więcej. 

Myślałam, że będę "Song Lang" porównywać do mojego ukochanego "Żegnaj, moja konkubino". Bo przecież opera azjatycka! Bo miłość! Cóż, po zapoznaniu się z wietnamskim tytułem wiem, że raczej było to błędne założenie. Nie tylko przez to, że produkcje pochodzą z innych krajów, a sama akcja dzieje się ponad sto lat później niż w hongkońskim dziele. Nawet sam zarys fabularny jest zupełnie inaczej poprowadzony. Kiedy w "Żegnaj, moja konkubino" scenariusz jest skupiony na aktorze opery pekińskiej - Cheng Dieyi. Tak w "Song Lang" wszystko zdaje się obracać wokół gangstera - Dũng. I właśnie tutaj muszę o czymś wspomnieć. 

Aktor grający Dũnga (Liên Bỉnh Phát) jest hipnotyzujący od pierwszych scen, mimo że właściwie jest to jego debiutancka rola na wielkim ekranie. Podobnie z Isaaciem (Linh Phụng), który na co dzień zajmuje się muzyką, a nie kinem. Mimo braku znaczącego doświadczenia, moim zdaniem, panowie poradzili sobie doskonale. A wzrastająca chemia między ich bohaterami była nie tyle odczuwająca, co wręcz uderzająca. Dialogi pomiędzy gangsterem a szanownym aktorem były porywające i niezwykle poruszające. Ha! A nawet dla reżysera Leona Quanga Lê "Song Lang" jest debiutem. Jeśli pierwszy film w jego reżyserii to arcydzieło, to jakie będą następne produkcje? Na pewno zamierzm obserwować poczynania Leona. Zaznaczę również, że Jagoda Murczyńska w świetnej i rzeczowej zapowiedzi filmu powiedziała, że dla reżysera "Song Lang" było niejako powrotem do dzieciństwa. Leon jako nastolatek wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie, swoją drogą, grał w teatrze. Jednak od zawsze fascynowało go cải lương. 

"Nie myśl ciągle o przeszłości. Być może właśnie to przysparza ci cierpień. To, co się stało...nie możesz tego zmienić." 

Co ciekawe; w trakcie oglądania miałam wrażenie, że niektóre sceny mi się dłużą, jednak kiedy teraz nad tym myślę, to nie wyobrażam sobie, aby w jakikolwiek sposób móc je skrócić. Uważam nawet, że odebrałoby to pewien urok filmowi. Zresztą, dzięki temu powtórzę sobie "Song Lang" w trakcie trwania festiwalu (11-14 lutego 2021). Nie jest to jedyny powód chęci powrotu do seansu po zaledwie dniu. Czuję niedosyt. Przyznaję to. Czuję rozdzierający wręcz niedosyt. Musicie wiedzieć, że zakończenie absolutnie nie jest happy-endingiem (na który zawsze gorąco liczę przy tego typu produkcjach, kibicuję bohaterom z całych sił, dlatego może później ciężko mi się pozbierać po przygnębiających historiach). Dlatego pragnę wrócić do omawianej produkcji, aby zobaczyć, czy przypadkiem coś mi nie uciekło po drodze (a mam takie wrażenie odkąd tylko skończyłam seans). 

Troszkę teraz o samym cải lương, cóż to tak właściwie jest? Szczerze powiedziawszy, nigdy wcześniej nie słyszałam tego określenia. A podczas seansu reżyser zaserwował nam zjawiskowe występy, dlatego ciężko nie wspomnieć o tejże operze wietnamskiej. Cải lương powstało w 1918 roku, podczas kolonizacji Wietnamu przez Francję Jak zostało to powiedziane w zapowiedzi filmu; była to niejako forma odpowiedzi Wietnamczyków na próbę dominacji Francuzów. Spektakle opowiadają historie miłosne zakorzenione w danej kulturze. Fascynujące wydaje mi się również to, że z przedstawienia na przedstawienie pojawiają się te same melodie; oznaczające konkretne emocje. 



Na zakończenie napiszę jeszcze, że film jak na kino niezależne osiągnął naprawdę wysoki sukces. Reżyser przewidywał, że "Song Lang" zniknie z kin zaraz po upłynięciu tygodnia, a tymczasem utrzymywał się w repertuarze znacznie, znacznie dłużej. Co jest dla Wietnamu nietypowe, ponieważ podobnie jak w Polsce; raczej sprzedaje się kino komercyjne, rozrywkowe. Leon podkreślał także, że nie jest to film artystyczny (jak wiele osób myśli, w tym także ja tak uważałam), a zwykły dramat. 

Także Festiwal Pięciu Smaków zrobiło mi naprawdę miły (nie jestem przekonana, czy to aby na pewno trafne określenie ze względu na wcześniej wspomniane zakończenie filmu) prezent na Walentynki. Tym bardziej, że "Song Lang" wcześniej obiło mi się o uszy, jednak nie mogłam go absolutnie nigdzie znaleźć.

Warto, a nawet gorąco zachęcam do zapoznania się z tym tytułem; jeśli nie ze względu na intrygującą relację, to na zdjęcia, jak nie zdjęcia to kostiumy, jak nie kostiumy to cải lương, a jak nie cải lương to klimat Sajgonu z lat 80., a jak nie Sajgon to piękny język wietnamski. 

Podsyłam także link do wysłuchania soundtracku (operowe dźwięki oczywiście!): Song Lang OST


Trzymajcie się ciepło i zdrowo,

Panda Fińsko-Chińska (i nie tylko!) 

źródła: Zapowiedź do filmu "Song Lang" na Festiwalu Pięciu Smaków przedstawiona przez Jagodę Murczyńską, imdb, wikipedia

Komentarze

  1. Zaciekawiłaś mnie mega! Same kadry już zachęcają do oglądnięcia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z moją poprzedniczką. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię takie klimaty, także to film dla mnie. Jestem pod wrażeniem, że uczysz się wietnamskiego :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo ciekawa pozycja! sama z sibeie bym na pewno nie oglądała, ale wow!

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie bym obejrzała :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawie napisane, chociaż film mnie jakoś nie zainteresował. Jednak Ty piszesz rewelacyjnie i wciągająco. Pozdrawiam ciepło znad morza i gór jednocześnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo się cieszę że film "wzniósł się ponad Twoje oczekiwania " oraz że cały Festiwal ,Ci się spodobał ❤
    Myślę że w naszym kraju ,jest wiele osób które lubią takie filmy-sama lubię dramaty 🙂
    Kostiumy robią wrażenie, są przepiękne 😍
    Pierwsze zdjęcie, wygląda niczym obraz
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny raz dzięki Twojemu wpisowi dowiaduję się o jakimś ciekawym filmie. Chętnie go zobaczę, dopisuję go do swojej listy z filmami. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajne kadry, aż chce się oglądać ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Domyślam się jakie miałaś emocje przed sensem, tak się napalić na film a tu debit i aktorów i reżysera ale mimo to cieszę się, że się nie zawiodłaś :D. Kusisz mocno do obejrzenia, nawet fakt, że nie kończy się dobrze jakoś dziwnie mnie zachęca, chyba po prostu lubię smutne historie. Zdjęcia też zachęcają. No muszę zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

"Niech pan oczyści swój umysł. Niech pan będzie bezkształtny jak woda. Gdy wleje pan wodę do filiżanki, staje się filiżanką; gdy wleje ją pan do butelki, staje się butelką; gdy wleje ją pan do imbryka, staje się imbrykiem. Otóż woda może płynąć albo może niszczyć. Bądź jak woda, przyjacielu."