Twórco, Twoje dzieło nigdy nie będzie idealne



PLATON

            Każdy z nas słyszał o jaskini Platona. Przypominamy sobie o cieniach czy ogniu wspominanych przez filozofa. Wiemy, że Platonowi chodziło o człowieka, który ogląda jedynie cienie idealnych tworów, a sam Świat idei – pełen harmonii – znajduje się poza jaskinią. Natomiast tam człowiek nie ma dostępu.

Znajdujemy także inne symbole ukryte w rozważaniach Platona. Między innymi mur, który oznacza przegrodę oddzielającą rzeczy zmysłowe od ponadzmysłowych, cienie w jaskini, słońce jako idea dobra, rzeczy poza murem i gwiazdy symbolizują idee, do których człowiek dąży, rzeczywistość w jej prawdziwym bycie oraz posągi i inne wytworzone przedmioty.

Należy jednak pamiętać o tym,  iż Platon chciał żyć w idealnym państwie filozofów. W jaki sposób myślał to osiągnąć? Wychowując nie lud – który jego zdaniem był jedynie „pospólstwem przeznaczonym do zaspokajania potrzeb materialnych”, co więcej: „sprawy zwykłego człowieka są bogom obojętne”  – a kształcić rządzących albo inaczej „elitę”. 

Pragnął, aby wyzwolili się z kajdan i mogli spojrzeć w kierunku światła, a nie cieni. W rzeczywistości miało to oznaczać jedno; rezygnacja z tego, co zmysłowe na rzecz tego, co boskie. Głosił, że należy wytępić z ludzi chęć do hedonizmu (hedone – rozkosz). Gdy wyzbędą się z siebie zła; wtedy dopiero będą zdatni do rządzenia. Nie poprzestając na tym, nakazuje oglądać słońce i wcześniej wspomniane światło, ponieważ duchem jest to, w czym góruje „rozumu światło” (intelligentia) albo też opierając się na teoriach Plotyna (wywodzących się z nauk Platona) „nie ustawaj w pracy nad własnym posągiem, aż ci zabłyśnie boskie światło cnoty”. Posągi nie pojawiły się tutaj przez przypadek. Bowiem Platon twierdził, że aby spotkać Boga, należy go poznać, jednak nade wszystko należy go kochać. W jaki sposób okazać mu miłość? Proste; „wyrazem tej miłości i jakby jej podnoszeniem i zapalaniem mogą i powinny być posągi, obrazy czy świątynie stawiane bóstwu” aczkolwiek człowiek musiał pamiętać o jednej, szalenie ważnej rzeczy; „byleby tylko te posągi, przez swe właściwości niegodne bóstwa, nie stanowiły jego poniżenia czy zaprzeczenia.” Stąd też posągi w jego jaskini.

Nakreślę, że można również w inny sposób odebrać metaforę jaskini Platona. Oglądanie cieni jako symbol wyobraźni, a oglądanie wytworzonych przedmiotów, posągów etc. jako wiarę.

Niezależnie od interpretacji; Platon uważał tę ideę dobra za ponadczasową i niezmienną.

 

ARTYSTA

Kiedy czytam o teorii platońskiej jaskini, myślę o tych wszystkich biednych malarzach, pisarzach czy rzeźbiarzach, którzy dążąc do perfekcjonizmu własnych dzieł, nieświadomie blokują w sobie artystyczne zapędy. Ewentualnie na okrągło poprawiają to, co stworzyli. Zresztą, jeden z najwybitniejszych japońskich pisarzy Motojirō Kajii napisał w swoim życiu niewiele ponad dwadzieścia opowiadań. Gdzie tkwił jego platoński mur? W perfekcji, a dokładniej; w osiągnięciu stanu  pełnej satysfakcji ze swojego dzieła. Pisarz nigdy nie osiągnął owej satysfakcji. „Szkicował je (opowiadania), poprawiał, cyzelował” – cytując Annę Wołcarz, która napisała wstęp do zbioru utworów Kajiiego przetłumaczonego na język polski. Warto zaznaczyć, że niektóre z dzieł Japończyka (np. „Cytryna”, którą uważa się za najlepszą spod jego pióra) znajdują się w podręczniczkach japońskich licealistów. Co więcej, większość uczniów uwielbia przerabiać jego opowiadania, twierdząc, iż są „zafascynowani jej dekadencką, melancholijną atmosferą i bezimiennym zgnębionym bohaterem”. Motojirō za życia otrzymuje niezwykle pozytywne recenzje swoich dzieł od znaczących w tamtym czasie pisarzy. Pierwszy zbiór opublikował za namową przyjaciół. Sam nie był przekonany, co do swoich dzieł. Z czasem zaczyna wydawać opowiadania w coraz to większych wydawnictwach.  Dziś uznaje się go za jednego z czołowych klasyków literatury japońskiej. Mimo to w ostatnich listach, jakie wysłał Kajii do przyjaciela, wyżala się, że jeszcze nie napisał „prawdziwej powieści”. I wrócił do poprawiania powstałych opowiadań, ponieważ nadal nie wydawały mu się perfekcyjne. A wielki pisarz zostanie zapamiętany jako „marzyciel”.

Na koniec pozwolę sobie zacytować Sakutarō Hagiwarę*, który wypowiedział się o Kajiim w następujący sposób: „Gdyby dojrzał, mógłby być powieściopisarzem na miarę Dostojewskiego. Gdyby wybrał poezję, mógłby pisać jak Poe. Tak czy inaczej byłoby to coś wielkiego.”

O obsesyjnej idealności dzieł pisze także dramatopisarka Julia Cameron. W jej książce „Droga artysty” nazwała tego typu perfekcjonizm, który może zrozumieć sam Syzyf, „cenzorem”. Uważa, że jest to głos w głowie artysty, powtarzający mu jak mantrę, że jego obraz jest nic niewarty. Co zrobić w takiej sytuacji? Najważniejsze to zdać sobie sprawę z egzystencji cenzora głoszącego jedynie negatywną opinię. A w następnej kolejności; starać się go omijać. Łatwym sposobem na to jest zwyczajnie – pisać, malować, rzeźbić, przy tym stosując jedną zasadę: „pamiętać, że moim zadaniem jest wykonywać pracę, a nie ją oceniać.”

Jedno niezrozumiałe opowiadanie, jeden parszywy obrazy czy jedna nieudana rzeźba nie świadczą o talencie danej osoby. Tym bardziej na początku drogi artystycznej, kiedy twórca dopiero nabywa umiejętności, zapoznaje się z zasadami danej dziedziny. Co więcej, ta nauka nigdy się nie kończy. Im więcej stron napisze, im więcej przeczyta, tym lepszy będzie warsztat pisarza. Nic więc dziwnego w tym, że artyści wracając do swoich prac, zawsze odnajdą coś, co dałoby się poprawić. Nieważne, czy rozdział przeczytaliby raz, dwa czy sto razy. Zawsze znajdzie się coś, co można byłoby ująć w lepszy sposób.

Julia Cameron uważa „wewnętrznego krytyka” za coś naturalnego. Tłumaczy ten stan nie tylko surową samokrytyką, ale także rozwojem umiejętności artysty. Codziennie pisząc, malując, rzeźbiąc oczywistym jest, że twórca będzie doskonalić swoje zdolności. Nabędzie nowych technik, być może znacznie poszerzy zasób słów czy nawet nabędzie lepsze pędzle do malowania na płótnie. Artysta bowiem zawsze dąży do udoskonalania siebie. Stąd też wracając do napisanych utworów sprzed laty, miesięcy albo tygodni autor kręci nosem z niezadowolenia.

Dramatopisarka nie jest odosobniona w tejże teorii. Jeden z najpopularniejszych, współczesnych pisarzy japońskich – Haruki Murakami – pisze o swoich dziełach w następujący sposób: „Sam wcale nie jestem zadowolony z utworów, które wcześniej napisałem. Co do niektórych mam bolesne przekonanie, że teraz mógłbym je napisać znacznie lepiej. Czytając je, dostrzegam różne niedociągnięcia, więc jeśli nie ma specjalnej potrzeby, w ogóle nie biorę własnych książek do ręki.”  Czy to znaczy, że artysta powinien siebie katować za to, że mógł stworzyć piękniejsze dzieło? Nie, ponieważ wtedy nie byłby w stanie się rozwijać, natomiast bez rozwoju nie ma artysty. W dalszej części swojej wypowiedzi Japończyk wyraźnie sygnalizuje, że pisząc książkę daje z siebie wszystko. Co oznacza, że w danym okresie ma konkretne siły i zdolności, które może wykorzystać. Podsumowując, czy każdy tekst można polepszyć? Niewątpliwie. Czy to świadczy o tym, że artysta jest zły w swojej dziedzinie? Wręcz przeciwnie. Zawsze zdaje mu się, że tworzy jedynie cienie.

A czy twórca ma prawo lub powinien wychwalać to, co stworzył? Tak, inaczej jaki byłby powód artysty do tworzenia? Tutaj jednak czyhają inne pułapki, w które można wpaść pisząc następną książkę, zapełniając nowe płótno, etc. Katarzyna Bonda wymienia jeden z problemów: „każda kolejna wydana książka pompuje ich ego i chcą udowodnić samym sobie, że mogą być jeszcze lepsi” , a jeśli sobie tego nie udowodnią, to bardzo prawdopodobne, że spotka biednego perfekcjonistę blokada twórcza. Doprowadzi to do zatrzymania się na jednym wybitnym dziele (w ocenie autora). Czyli znowuż pojawia się kwestia „cenzora” i „muru”, przed którym stoi ów twórca.

Murakami w tym przypadku zauważa inne skutki. Satysfakcja po ukończeniu dzieła jest całkowicie normalna, jednak satysfakcji powinna towarzyszyć pokora, tzn. gotowość na krytykę. On sam na etapie redakcji stara się zablokować w sobie dumę i zarozumiałość. Nie dlatego, że nie czuje tych emocji do świeżo napisanej książki, ale twierdzi, iż uwagi od specjalistów należy rozważać za każdym razem. Nawet, jeśli pisarz sądzi, że zdanie, które wskazał mu redaktor do poprawki, jest idealne. Haruki radzi zmienić je, aby zobaczyć, czy może faktycznie daną konfigurację słów da się ulepszyć, aby lepiej wybrzmiała. Czy trzeba je pozostawiać w zmienionej formie? Nie, należy jedynie sprawdzić, czy potrafi się zrobić coś lepiej. „W sumie ważna jest sama czynność poprawiania. Największe znaczenie ma postawa autora gotowego usiąść przy biurku i zdecydowanego zabrać się do poprawek” – napisał Murakami, po czym ponownie podkreślił fakt, iż rady są ważne. Taka postawa jest według mnie platońskim zwróceniem się ku światłu. Nawet więcej; zdystansowanie się od swojego dzieła może uwolnić artystę z kajdan.

 

ODBIORCY

Czy dla artysty murem mogą być sami odbiorcy dzieła? Publiczność? Społeczeństwo jako takie? Tutaj zdania są mocno rozbieżne. Kiedy Katarzyna Bonda twierdzi, że nie istnieje pisarz bez czytelnika, czytam o tym, iż Oscar Wilde tępi każdego twórcę, który pisze pod publikę. Bonda ogłasza: „Sukces pisarza zaś to satysfakcja czytelnika. Przecież głównie po to piszemy.” Po jej stronie staje chociażby Remigiusz Mróz. Wilde kontratakuje: „Kiedy mówi się, że dzieło jest potwornie niezrozumiałe, znaczy to, że artysta powiedział czy wykonał piękną rzecz, która jest nowa; kiedy zaś opisuje się dzieło jako potwornie niemoralne, znaczy to, że artysta powiedział czy wykonał piękną rzecz, która jest prawdziwa.” On za to ma po swojej stronie Murakamiego.

Czy zestawianie ze sobą królową kryminału z jednym z najbardziej kontrowersyjnych pisarzy XIX wieku jest słuszne? Wierzę, że każdy, kto tworzy na poważnie, ma wiele wspólnego z innymi twórcami (nawet na przestrzeni wieków) oraz artystyczne nawyki i sposoby, które są warte przeanalizowania. 

Czy porównywanie społeczeństwa sprzed dwustu lat do współczesnego nie jest przypadkiem przesadą? Niestety uważam, że nie. Pragnę przypomnieć, że za życia Oscara Wilde sztuka zaczęła być powszechnie dostępna, a ludzie mieli czas i mogli sobie pozwolić na przyjemności; natomiast gazety stały się codziennością.

Może łatwość trafienia, do takich odbiorców, którzy w pięknie odnajdują sens piękny, posiadają kulturę** jest obecnie dużo łatwiejszy, dzięki Internetowi, jednak czy na portalach społecznościowych i tak nie zamykamy się w gronie osób, tematów, które nas interesują i rzadko kiedy wychodzimy z tej bańki?

To jak w końcu? Twórca musi przejmować się publicznością, krytykami i całą resztą, aby czuł, że jego dzieło jest satysfakcjonujące? Czy stuprocentowa aprobata z zewnątrz gwarantuje status działa idealnego? Rzeźbiarz Stanisław Szukalski skrzywiłby się na te słowa. Otóż on twierdził, że nie tylko nie należy słuchać tego, co społeczeństwo sugeruje, ale także absolutnie nie kierować się szkołami artystycznymi i ogólnie ustanowionymi zasadami w sztuce. Uważał, że zabija to kreatywność i wewnętrzny głos, który pomaga w stworzeniu czegoś nowego, oryginalnego. A jeśli coś zabija kreatywność w twórcy, to w jaki sposób ma wyrzeźbić satysfakcjonującą rzeźbę? Nigdy tego nie dokona. Co więcej; aby do tego dążyć, należy zagłębiać się w swoją duszę, która nie ma dna. Tak powstaje kolejne, błędne koło. Twórca patrzy niezadowolony na swoje dzieło i postanawia stworzyć kolejne, ale sugerując się uwagami krytyków sztuki (Szukalski uważał, że jedynie inny artysta może doradzać artyście; krytycy sztuki bowiem nie wiedzą, czym jest prawdziwa sztuka) i odkrywa, że jego dzieło nadal nie jest dobre. Rzeźbiarz odpowiada: sztuka jest w tobie, a nie na zewnątrz. Sądzę, że według Szukalskiego; platońskimi cieniami byłyby właśnie zasady, które tłumaczą jak artysta powinien tworzyć. Kajdanami natomiast krytycy sztuki i wszelakiego rodzaju szkoły artystyczne, gdzie nauczyciele często pozbawiają młodych twórców własnych wizji i koncepcji. A warto wspomnieć, że Szukalski rozpoczął studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Początkowo był wybitnym uczniem, robiącym wielkie postępy, jednak Szukalski przez swoją buntowniczą naturę został zawieszony w prawach studenta i z kolei trafił pod opiekę Jacka Malczewskiego***.

Cóż, inna sprawa, że większość dzieł Szukalskiego zaginęła podczas II wojny światowej. A jeszcze odrębniejsza sprawa, iż rzeźbiarz przypisywał każdej swojej rzeźbie wielkie znaczenie symboliczne. Potrafił opowiadać o jednym dziele godzinami, z czego był bardzo dumny i faktycznie; jeśli myśleć tutaj tylko o merytoryce dzieła, Szukalski uważał się za mistrza i nie miał sobie nic do zarzucenia. Jednak i on dostrzegał różnicę warsztatową między swoimi rzeźbami na przestrzeni lat. Do pewnego momentu. W jesieni życia uważał je za idealne. Czy to nie znaczy, że ucieczka z platońskiej pieczary jest możliwa?

            Pojawił się artysta, który głośno sprzeciwiał się słuchaniu odbiorców czy nawet ludzi zajmujących się na co dzień sztuką. A co jeśli dla twórcy największym murem nie jest tylko on sam, ale również społeczeństwo? Tutaj można byłoby wspomnieć o wielu osobowościach – chociażby o Kafce – jednak dobrym przykładem wydaje mi się jeden z najbardziej (obecnie) popularnych malarzy; człowiek, który musiał zmagać się ze swoją chorobą psychiczną, ale także z ludźmi wokół, a ci podkładali mu coraz to cięższe kłody pod nogi. Mowa o nikim innym jak o Vincencie van Goghu. Symbol postimpresjonizmu; któż nie kojarzy jego serii obrazów ze słonecznikami? Albo autoportretów? Albo „Gwieździstej nocy”? Za życia sprzedał prawdopodobnie tylko jedno ze swoich dzieł. Notorycznie wyśmiewany. Wspierany przez swojego ukochanego brata – Theo van Gogha – który, jak mu się wydawało, zdradził go żeniąc się. A co z Paulem Gauguinem, z którym miał zakładać stowarzyszenie malarzy? Pokłócili się, a w wyniku ich kłótni Vincent odciął sobie ucho. To może sam Vincent był zadowolony z tego, co malował? Aby żyć, musiał malować; zdawało mu się, że to jest sens jego egzystencji. Mimo to, gdy kolejne jego obrazy nie sprzedawały się a wręcz stały się ciągiem krytyki, natomiast handlarze sztuki nie chcieli niczego od niego (oprócz brata Thea) – nigdy nie uwierzył, że stworzył coś idealnego, coś co mogłoby być podziwiane przez setki, a nawet miliony ludzi na świecie! A jednak dziś muzeum poświęcone jego twórczości jest wiecznie zapełnione! Mimo to sam Vincent w liście do Thea pisze o sobie w następujący sposób: „Zawsze byłem jedynie cieniem prawdziwego malarza” oraz drugi interesujący cytat: „straciłem młodość, którą chciałbym odtworzyć w obrazach.” Gdyby Vincent sprzedawał swoje obrazy, miałby wsparcie ze strony swojej rodziny lub zwyczajnie; nie byłby wyśmiewany, czy wtedy stworzyłby więcej, jeszcze piękniejszych dzieł? Nie wiem. Jednak myślę, że jest to lekcja dla nas – odbiorców lub twórców – aby nie zabijać czyjegoś zapału. Może macie właśnie do czynienia ze współczesnym van Goghiem?

            Pewnie jest to odważne stwierdzenie, ale sądzę, iż każdy z nas ma na swojej półce, na ścianie, etc. dzieło – w jego mniemaniu – idealne. Książkę, po którą sięgamy co jakiś czas i płaczemy nad nią nawet zanim zaczniemy czytać. Obraz, który wisi w kuchni i bez którego nie wyobrażamy sobie porannej kawy. Albo film, który kochamy bezgranicznie. Możliwe, że tak jest, jednak proszę mi wierzyć: żaden twórca nie stworzył dzieła idealnego, dzieła, które byłoby granicą jego zdolności.

Ale jakie to wszystko ma znaczenie? Artyści wyrywają sobie włosy z głowy, główkując nad stworzeniem czegoś lepszego i lepszego. Odbiory nie mogą się doczekać nowego serialu ich ulubionego reżysera. Ja doszukuję się kolejnych przykładów ze sztuki do tej pracy. A w końcu, no przecież: każda sztuka jest bezużyteczna.

Sakutarō Hagiwara – japoński poeta, eseista i historyk literatury żyjący na przełomie XIX i XX wieku. Prywatnie wielki fan twórczości Motojirego Kajii.

** Cytat z przedmowy w „Portrecie Doriana Graya” autorstwa Oscara Wilde

*** Jacek Malczewski – wybitny, polski malarz. Przedstawiciel symbolizmu.


Źródła:

- fragment księgi VII „Państwa” Platona

- prezentacja z filozofii „jaskinia Platona”

- „Historia filozofii starożytnej Grecji i Rzymu” J. Legowicz

- „Cytryna” Motojirō Kajii, tłum. Anna Karpiuk; wstęp „Marzyciel” Anny Wołcyrz

- „Droga artysty” Julii Cameron

- „Maszyna do pisania” Katarzyny Bondy

- „Walka: życie i zaginiona twórczość Stanisława Szukalskiego” film dokumentalny, reż. Ireneusz Dobrowolski

- Wikipedia/ Stanisław Szukalski: https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Szukalski

- „Zawód: powieściopisarz” Harukiego Murakamiego

- „Dusza człowieka w socjalizmie” Oscara Wilde

- Podcast: Emocje. Pro odcinek 4. Oscar Wilde życiorys” autorstwa emocje.pro

- „Van Gogh. Życie” Steven Naifeh, Gregory White Smith

- Portal Niezła Sztuka: https://niezlasztuka.net/artysta/vincent-van-gogh/


Wyjaśnienie: To, co dziś umieściłem na Pandzi to moja praca zaliczeniowa z filozofii, z której jestem po prostu dumny. Dlatego też postanowiłem ją Wam pokazać. 😊

Trzymajcie się zdrowo i ciepło, 

Panda Fińsko-Chińska

Komentarze

  1. Twoja praca jest przepiękna. Gratuluję. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyczerpująca praca, podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa praca! I przyjemnie się ją czytało.

    W sumie dopóki nie doczytałam, że to zaliczenie z filozofii, zastanawiałam się nad jeszcze jednym aspektem tego wszystkiego - niestety ekonomicznym, na ile i którzy twórcy mogą sobie pozwolić na perfekcjonizm. I na związek pomiędzy kosztami życia a perfekcjonizmem. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaardzo trafna uwaga :D I faktycznie - temat kosztów życia jest tutaj szalenie istotny. W ogóle mam wrażenie, że o takich rzeczach można byłoby pisać i pisać :) Ale naprawdę celny komentarz, dałaś mi do myślenia!

      Usuń
  4. Witam serdecznie Kochana Pandziu ♡
    Wspaniała praca. Naprawdę zachwycająca i zapierająca. Czytam i czytam i te zdania o twórcach, artystach i odbiorcach, wszystko jest takie prawdziwe, takie prosto z życia wzięte takie, jak i ja odczuwam chodź wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Czy każdy artysta czuje tak samo? Czy tylko budzą się w nas podobne odczucia pod wpływem informacji, przeczytanego wcześniej tekstu. Nie wiem. W każdym bądź razie praca na pewno zachwyci, ja jestem pod wrażeniem. Cóż, prawda jest taka że ja po prostu kocham twoje pióro i wszystko co z pod niego wypłynie czytam jak szalona i trafia to do mnie, głęboko gdzieś do środka.
    Chodź filozofia nie jest tematem w którym się odnajduję, uważam że to bardzo ciekawa i fantastyczna dziedzina.
    Bardzo inspirujący wpis.
    Dużo zdrówka!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Chociaż z filozofią trochę się mijam to jednak z dużym zainteresowaniem przeczytałam post. Świetna praca, ciekawie i dobrze napisana. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. I ja się pytam, czemu tej pracy nie było w licealnych podręcznikach z polskiego? Czytało się świetnie, a sam tekst daje sporo do myślenia. Chociaż może troszkę pogubiłam się przy jaskini Platona, ale z filozofią nigdy nie było mi po drodze. Proszę rozwijaj się i pisz więcej takich prac, bo kurczę no jest świetne. Ja za wiele się być może nie znam na takich rzeczach, ale no naprawdę wow!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię podejście Platona ❤

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

"Niech pan oczyści swój umysł. Niech pan będzie bezkształtny jak woda. Gdy wleje pan wodę do filiżanki, staje się filiżanką; gdy wleje ją pan do butelki, staje się butelką; gdy wleje ją pan do imbryka, staje się imbrykiem. Otóż woda może płynąć albo może niszczyć. Bądź jak woda, przyjacielu."