Niewidzialne życie Addie LaRue | V.E. Schwab


Wstęp

Cześć wszystkim!

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki, która jest jedną z najgłośniejszych premier tego roku. W marcu okładka "Niewidzialnego życia Addie LaRure" wyskakiwała ze wszystkich stron i kątów. Co więcej! Cztery miesiące po premierze dzieło Schwab wciąż pojawia się permanentnie w social mediach. 

Historia to idea, dziwna niczym dzika roślinka, wystrzeliwująca wzwyż, gdziekolwiek się ją posadzi.

Cóż, i ja muszę przyznać, że ten tytuł nie był mi obojętny. Od kiedy tylko zobaczyłem oprawę graficzną, dowiedziałem się o czym jest i jaką furorę robi ta książka - wiedziałem: prędzej czy później trafi do mnie. Napiszę więcej. Czułem po kościach, że "Niewidzialne Addie LaRue" może stać się dla mnie najważniejszą powieścią tego roku. 

Wszystkie te hipotezy pojawiały się w mojej głowie, pomimo tego, że nigdy przedtem nie miałem w rękach ŻADNEJ lektury napisanej przez tę autorkę. A jednak coś mi podpowiadało; historia Addie odbije znaczące piętno w moim życiu. 

Fabuła

Addie LaRue chce zwiedzać świat, chce wychodzić poza tradycyjne schematy, ale nie może. Musi wyjść za mężczyznę, którego nie kocha. Do czego posuwa się bohaterka, aby zmienić plan, jaki przygotowało jej przeznaczenie? Sprzedaje swoją duszę. 
Kobieta jest nieśmiertelna. Brzmi jak marzenie, prawda? Jednak jest jeden haczyk. 
Nikt nie pamięta i nie jest w stanie zapamiętać Addie LaRue. Wystarczy, że kobieta zejdzie komuś z pola widzenia. W konsekwencji ten ktoś w zupełności nie przypomina sobie bohaterki. 
I tak przez trzysta lat. Trzysta przerażająco męczących i rozczarowujących lat. 
Aż w końcu trafia się Henry. Wyjątkowy Henry, który pamięta.
- Jak to jest żyć trzysta lat?
 - Tak samo, jak żyć rok, sekunda po sekundzie. 

Co myślę? 

"Nigdy nie módl się do bogów, którzy odpowiadają po zmroku." Zdanie, które nieustannie pojawia się przy okazji omawianej książki. Mogę napisać, że jest wręcz jej mottem i po zapoznaniu się z treścią powieści; błędem byłoby nie wspomnieć, jak trafnie ten intrygujący cytat oddaje całą powieść.
Odrębną kwestię stanowi oprawa graficzna, która cieszy oko jak mało która okładka. W dodatku każda ze stron zdobiona jest niebieską ramką. Dlatego naprawdę trudno jest nie dostrzec "Niewidzialnego życia Addie LaRue". Jeśli nie popularność, jaką zyskał ten tytuł, jeśli nie sympatia w stronę dzieł V.E. Schwab, to właśnie może akurat strona wizualna skusi potencjalnego czytelnika. I ja wiem, że niby nie ocenia się książki po okładce - ale cóż, miło jest mieć małe dzieło sztuki na półce. Dzieło sztuki. Zatrzymajmy się przy tym na chwilę.
Tak właśnie powinno wyglądać pożegnanie. Nie kropka, ale wielokropek, zdanie przerwane w połowie, aż ktoś się pojawi żeby je dokończyć. 
Najnowsza powieść Schwab nie miała łatwo już przed premierą. Oczekiwania były ogromne, ale dopiero po premierze, kiedy wybuchnęło prawdziwe szaleństwo na punkcie tej książki, poprzeczka została postawiona naprawdę wysoko. I jak na samym początku historia Addie zbierała w większości pozytywne oceny, gdzie recenzenci pisali wręcz w superlatywach, tak z czasem czytelnicy zostali podzieleni na dwa obozy; wielkich miłośników tejże lektury i gorzko rozczarowanych, którzy ziewali i ledwo brnęli przez niekończące się opisy. Bo właśnie! Książka ta nie jest wypełniona akcją, dynamicznymi scenami i wybuchami. Tutaj wszystko dzieje się powoli, powolutku. Czytelnik delektuje się pięknymi opisami natury (swoją drogą, świetne tłumaczenie Macieja Studenckiego, robi potężne wrażenie), przeżywa tragedię głównej bohaterki i zastanawia się, jak istotne jest to, aby człowiek pozostawił po sobie cokolwiek na ziemi. Aby zwyczajnie - nie został zapomniany. 
Jeżeli ktoś nie może pozostawiać po sobie śladu, czy w ogóle istnieje? 
Myślę, że chęć, wręcz desperacka chęć bycia zapamiętanym jest mi bardzo bliska, dlatego też książka nie tylko była dla mnie poruszająca, ale również zmusiła do ponownych rozważań nad (chociażby) tym, jak ważna jest w moim życiu możliwość pisania. Uwielbiam pisać, daje mi to poczucie spełnienia i wyznacza nowe cele. Addie nie mogła zapisać ani słowa. Nie mogła pozostawić po sobie nawet najmniejszego rysunku. Nic. Zupełnie nic. Przerażająca wizja. 
Wiem także, że sporo recenzentów krytykuje wątek miłosny, który nie da się zaprzeczyć - jest oczywisty, jednak mnie szalenie rozczula relacja pomiędzy LaRue i Henrym. Rozumiem, skąd bierze się frustracja, ale przedstawię mój punkt widzenia.

Ale uwaga, poniżej znajdują się spoilery! 
Zarzutem jest to, że Addie i chłopak nie mieli wyboru - musieli być ze sobą. Oboje w końcu sprzedali własne dusze i dlatego na nich one nie oddziaływały (stąd też Henry pamiętał Addie, a ona za to zachowywała się naturalnie w stosunku do niego, bo "klątwa" Henry'ego polegała na tym, że każdy kto jedynie spojrzał na chłopaka - stawał się od razu miły, kochany i bezproblemowy.) Dlatego - skoro nie mieli wyboru i musieli być ze sobą - to jak można to nazwać romantyczną relacją? 
A gdyby tak pomyśleć, że jakaś osoba jest nam pisana? Jest na tym świecie człowiek, który nas zapamięta, który będzie wobec nas naturalny i jesteśmy sobie przeznaczeni? To nie tak, że Henry pojawił się przypadkowo na drodze Addie ani na odwrót. W końcu LaRue mogła być w tamtym momencie na drugim końcu świata i w dodatku przypominam - była nieśmiertelna, w trakcie akcji żyła już ponad trzysta lat. Ale trafili na siebie i od razu zauważyli wyjątkowość drugiej osoby. 
Koniec spoilerów! 

Jeszcze jedna sprawa. 
Mam od groma znaczników w tej książce i to nie dlatego, że jakiś konkretny cytat wpadł mi w oko (w takim wypadku trzeba byłoby podkreślić każde zdanie!), ale w celu zaznaczenia sobie najpiękniejszych określeń i doboru słów. To, w jaki sposób została napisana i przetłumaczona ta książka jest absolutnym majstersztykiem. 
Chcę pisać jak Victoria Schwab. 
Chcę tłumaczyć jak Maciej Studencki.
I na pewno chwycę po resztę tytułów od tej autorki.

Podsumowanie: mam nadzieję, że dojdzie kiedyś do tego, że "Niewidzialne życie Addie LaRue" będzie omawiane w szkołach.
Niesamowita historia, która zajęła mi miesiąc, aby ją przeczytać. 
Nie żałuję. Polecam z całego serducha! 

Trzymajcie się ciepło i zdrowo
Panda Finsko-Chińska (i nie tylko!) 
PS zmienił się adres bloga na pandafich.pl (pojawiło się "i")

Komentarze

  1. Chętnie przeczytam. Bardzo ładne wydanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Napisałaś przepiękną recenzję i bardzo zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki. Sprawdziłam w mojej bibliotece w katalogach online- jest i nawet dostępna do wypożyczenia!
    Gdy zaczęłam czytać Twój post, przypomniał mi się film, który oglądałam dwa lub trzy razy. Bohaterka dostała w prezencie nieśmiertelność, ale często musiała wyrabiać nowe dokumenty i zmieniać miejsce zamieszkania, uciekać, bo to nie było normalne, że osoba urodzona w XIX wieku wygląda pod koniec XX jakby miała 30 lat, wszyscy wokół się starzeli( również jej córka) a ona -nie. W każdym razie wątek nieśmiertelności ciut podobny jak ten w książce. Ale fabuła jednak inna i przesłanie też. Zachętą są właśnie przytoczone przez ciebie przemyślenia i refleksje.
    A propos książek Ty i blogowi obserwatorzy z Indonezji tak mnie zainteresowaliście tym krajem, że wypożyczyłam sobie reportaż Elizabeth Pisani- " Indonezja ITD. Studium Nieprawdopodobnego narodu." Zaczęłam czytać i zdobywałam informacje, o których nie miałam pojęcia. Ale jest to- jak dla mnie- lektura na powolne czytanie. Mogę ją jeszcze przetrzymywać, bo ta książka jest zdecydowanie dla ludzi zainteresowanych tematem, a w naszej bibliotece nie należy do bestsellerów. Sama utknęłam teraz na poziomie literatury popularnej, bo mimo, że mam wakacje ciągle załatwiam jakieś sprawy i na delektowanie się książkami- co uwielbiam-jeszcze w tej chwili brakuje mi czasu. "Gorzko, gorzko" Joanny Bator musiałam przeczytać w ekspresowym tempie( czekałam na nią dwa miesiące, bo kolejka w bibliotece wywijała się dosłownie i nadal wywija) i zastanawiam się czy jednak nie kupić jej i przeczytać w normalnym, spokojnym tempie, bo ta książka wybitnie na to zasługuje. Właśnie na takie delektowanie się przez miesiąc, jak w przypadku książki Schwab!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Dostałam niedawno "Nikczemnych" V.E. Schwab i po przekartkowaniu wrzuciłam na półkę. Jakoś za dużo było w tym wszystkim mroku, który miałam wrażenie, że mnie wręcz oblepia. Może to było chwilowe wrażenie, a może taka ta książka jest? Nie wiem, ale w ogóle nie skojarzyłam, że napisała ją autorka "Niewidzialnego życia...". Na historię Addie jestem nakręcona od pewnego czasu, mam już swój egzemplarz, który grzecznie czeka w kolejce. I wiesz co? Po twojej recenzji nie mogę się już doczekać lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo chciałabym dorwać w końcu tę książkę :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie było o tej książce głośno, ja jeszcze czekam na chęci, aby ją przeczytać. Niestety oprawa graficzne - pomijając okładkę, bo ta mi się podoba - jest dla mnie rozpraszająca. Chociaż z technicznego punktu widzenia zastanawiam się, jak sprawnie to było drukowane i w ogóle ^^
    Co do pamięci - nie bez powodu "Wybudowałem pomnik" Horacego jest tak istotnym tekstem kultury!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj ależ zachęciłaś! Lubię, gdy akcja nie leci na łeb na szyję tylko można delektować się opisami. No i muszę przyznać - grafika i wydanie książki - pierwsza klasa!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana Pandziu,

    Tę książkę mam od dawna na swej półce, ale właśnie.. Obrosła ona w piórka i obawiam się jej. Mam wobec niej pewne oczekiwania. Oczywiście jej wygląd jest fenomenalny i mam nadzieję, że i środek mnie tak samo zachwyci. Twoja recenzja jest świetna i z pewnością zachęci innych do sięgnięcia po nią ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku, ta książka bardzo mnie zainteresowała... chciałabym zagłębić się w historię Addie Larue :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

"Niech pan oczyści swój umysł. Niech pan będzie bezkształtny jak woda. Gdy wleje pan wodę do filiżanki, staje się filiżanką; gdy wleje ją pan do butelki, staje się butelką; gdy wleje ją pan do imbryka, staje się imbrykiem. Otóż woda może płynąć albo może niszczyć. Bądź jak woda, przyjacielu."